Samochody spółek na estońskim CIT. Ryzyko teoretyczne czy realne?

Samochody spółek na estońskim CIT. Ryzyko teoretyczne czy realne?

samochody plac

Stanowisko Ministerstwa Finansów, które przewiduje, że 50% kosztów związanych z użyciem samochodów firmowych – w przypadku braku prowadzenia „kilometrówki” – podlega opodatkowaniu, stawia przedsiębiorstwa na ryczałcie od przychodów spółek w gorszej sytuacji niż podatników korzystających z „klasycznego” CIT. Skuteczne rozwiązanie tego problemu będzie zapewne wymagało sporu sądowego z fiskusem. Ukryte zyski można jednak zminimalizować, stosując indywidualną stawkę amortyzacji.

W kilku artykułach opisywaliśmy problematykę rozliczania samochodów w spółkach na estońskim CIT. W skrócie, w CIT estońskim nie obowiązują takie ograniczenia jak w systemie ogólnym – ani limit 150 000 zł dla amortyzacji (lub rat leasingowych), ani 75% kosztów eksploatacji.  W systemie estońskim występuje natomiast osobna kategoria podlegająca opodatkowaniu – tzw. ukryte zyski. Przepisy wskazują, że w przypadku samochodów ukrytymi zyskami jest 50% wartości amortyzacji i innych kosztów dotyczących samochodów – jeśli samochody te nie są wykorzystywane wyłącznie do celów działalności gospodarczej.

Jest oczywiste, że używanie samochodów do celów prywatnych przez właścicieli firmy stanowi ukryty zysk. Problematycznym zagadnieniem są natomiast pozostałe samochody – te używane przez pracowników, np. handlowców. Powinno być jasne, że używanie samochodów przez pracowników do celów prywatnych nie spełnia kryterium uznania za „ukryty zysk”. Problematyczna jest kwestia dokumentacyjna, bo teoretycznie, jeśli nie jest prowadzona „kilometrówka”, istnieje potencjalne ryzyko wykorzystania samochodu przez właściciela. Takie podejście nie ma jednak nic wspólnego z praktyką. W rzeczywistości przekazanie danemu pracownikowi samochodu do używania prawie zawsze oznacza, że pracownik ten korzysta z auta do celów służbowych, a gdy tego nie robi, używa go do swoich celów prywatnych. Cele prywatne pracowników nie są jednak celami niezwiązanymi z działalnością. Możliwość korzystania z samochodu jest dodatkowym wynagrodzeniem pracownika, podlegającym zresztą opodatkowaniu i oskładkowaniu.

Stanowisko Ministerstwa Finansów

W świetle powyższego za niedopuszczalne należy uznać powoływanie się przez Ministerstwo Finansów na przepisy dotyczące systemu klasycznego i wymaganie od podatników, żeby prowadzili ewidencję przebiegu pojazdów. Tym bardziej, że stawiałoby to podatnika na ryczałcie w dużo gorszej sytuacji niż podatnika w systemie klasycznym. Np. jeśli dysponowałby on flotą 40 Skód Fabii, 50% kosztów związanych z ich używaniem musiałby opodatkować. Tymczasem w systemie klasycznym – który w założeniach ma być tym bardziej skomplikowanym i mniej korzystnym – podatnik nie wykluczałby z kosztów amortyzacji lub rat (z uwagi na wartość samochodów poniżej 150 000 zł), a koszty eksploatacyjne nie byłyby kosztem tylko w 25% – i to wszystko bez prowadzenia przez niego „kilometrówek”. Trudno przy tym sobie wyobrazić, aby właściciel – jeżdżący na co dzień np. samochodem z segmentu premium – podbierał pracownikom Skody, aby nimi jeździć w wolnym czasie… Wydaje się, że opisane przykłady demonstrują absurdalność wykładni prezentowanej przez resort finansów.

Jeśli podatnik jednak ma samochody w leasingu (albo własne, ale stanowiące środki trwałe), amortyzuje je wybraną samodzielnie stawką. Nie musi to być maksymalna, 20% stawka z przepisów podatkowych. Biorąc pod uwagę powolną obecnie utratę wartości auta, warto zadać sobie pytanie, czy stawka amortyzacyjna nie powinna być znacznie obniżona – nawet poniżej 10%? W takim układzie kwota potencjalnych (pracownicy) lub realnych (właściciele i ich podmioty powiązane) ukrytych zysków w przypadku amortyzowanych samochodów byłaby znacznie niższa.

Niemniej nie można zupełnie zignorować tego stanowiska. Niewątpliwie wiąże się ono również z pewnym ryzykiem w postaci sporu z organami. Na ile istotny jest zatem jego wymiar i czy można je ograniczyć?

Szczęśliwe towary handlowe?

Po pierwsze – wysokość ukrytych zysków jest kalkulowana w oparciu o wartość kosztu używania samochodu – w odniesieniu do ceny jego zakupu, ujawniającej się w amortyzacji. W przypadku niektórych firm – np. dealerów samochodów – samochody zazwyczaj w ogóle nie są amortyzowane, a ich przejściowy użytek nie zmienia handlowego charakteru. Jeśli samochodem jeździ nawet właściciel, ale ten pojazd nie podlega amortyzacji, to ukrytym zyskiem mogą być tylko wydatki takie jak ubezpieczenie, paliwo, naprawy powypadkowe itp. To radykalnie ogranicza zarówno poziom ryzyka, jak i wysokość kwot do opodatkowania w przypadku aut właścicielskich.

Stawki amortyzacji w trudnych czasach

Możliwość ograniczenia problemu wynikającego z niekorzystnego stanowiska Ministerstwa Finansów dostępna jest jednak dla każdej firmy posiadającej flotę pojazdów, nie tylko dealerów samochodów. Wiąże się ona z niedostateczną podażą samochodów na rynku – co obserwujemy już od wielu miesięcy – która powoduje, że używane auta bardzo powoli tracą na wartości – a czasem nawet zyskują. Co to oznacza w kontekście ryczałtu?

Otóż, jeśli podatnik jednak ma samochody w leasingu (albo własne, ale stanowiące środki trwałe), amortyzuje je wybraną samodzielnie stawką. Nie musi to być maksymalna, 20% stawka z przepisów podatkowych. Przeciwnie, dla celów rachunkowych amortyzacja powinna właśnie odzwierciedlać realny okres użyteczności ekonomicznej. Biorąc pod uwagę powolną obecnie utratę wartości auta, warto zadać sobie pytanie, czy stawka amortyzacyjna nie powinna być znacznie obniżona – nawet poniżej 10%? W takim układzie kwota potencjalnych (pracownicy) lub realnych (właściciele i ich podmioty powiązane) ukrytych zysków w przypadku amortyzowanych samochodów byłaby znacznie niższa.

Samochody nie tak problematyczne

Mając na uwadze opisane powyżej ryzyka związane z uznaniem 50% kosztów dotyczących samochodów za ukryte zyski, nie jawią się one jako szczególnie dotkliwe. Oczywiście można rozważyć ich eliminację poprzez uzyskanie interpretacji indywidualnej, ale w takim przypadku trzeba się szykować na spór sądowy. Może jednak warto poczekać, aż inne podmioty rozstrzygną ten spór we własnych sprawach. Tymczasem to,  że sprawa w końcu trafi do sądu, jest niemal pewne…

Bartosz Mazur

Autor: Bartosz Mazur, doradca podatkowy